top of page

Albania - nieodkryta perełka Europy

W Albanii byliśmy dwa razy. Po raz pierwszy w roku 2019, kolejny raz w roku 2022. Oba wyjazdy były niesamowitą przygodą, tym bardziej, że był to czas spędzony z moimi dziewczynami, czas w którym wspólnie odkrywaliśmy nowe, nieznane, dla nas miejsca, miejsca pełne tajemnic. Nie były to wyjazdy czysto rowerowe z wielu względów. Jednym, bardzo ważnym czynnikiem był czas, którego nie mięliśmy zbyt dużo, drugim fakt, że jest to część Europy, która wymaga pewnego przygotowania kondycyjnego - góry, podjazdy, palące słońce, brak infrastruktury rowerowej, to wszystko wpłynęło na to, że jeździliśmy rowerem z przyczepką z moją Lenką po okolicy, resztę czasu wspólnie spędzaliśmy razem z Kasia poznając różne miejsca dzięki naszej Madzi - pierwszy wyjazd Mazda Premacy, drugi Mazda 5.

Zanim napiszę kilka słów o samej Albanii, wspomnę o tym jak do niej dojechaliśmy. Zarówno za pierwszym jak i drugim razem jechaliśmy bardzo podobną trasą: Polska, Słowacja, Węgry, Chorwacja, Bośnia-Hercegowina, Czarnogóra i Albania. Pamiętajcie o winietach na Słowacji i Węgrzech. W roku 2022 za winiety 30-sto dniowe w sumie płaciliśmy 179 zł. Może być taniej na krótszy okres czasu, ale dla świętego spokoju uważam, że lepiej jest wykupić dłuższy termin i nie martwić się, czy zmieścimy się wracając w widełkach czasowych. Za pierwszym razem trasę 2 tysięcy km pokonaliśmy na raz. Uważam jednak, że lepiej po drodze robić sobie postoje z noclegiem - tak zrobiliśmy w czasie drugiego wyjazdu, gdzie pierwszy nocleg był na południu Polski w Chochołowie, drugi na południu Węgier w Mochaczu. Za naszą trójkę w bardzo ładnym miejscu na Węgrzech zapłaciliśmy 57 Euro - skromnie, ale czysto, przyjemnie, sympatycznie. Takie rozbicie trasy na noclegi pozwoli Wam bezpiecznie dotrzeć do celu, tym bardziej, jeśli jest tylko jeden kierowca. Powrót w naszym przypadku był już troszkę szalony,  na raz z spaniem w samochodzie. 

Bez tytułu.jpg

Czytając opinie i słuchając różnych opowieści, jak to jest z policją na Słowacji miałem wyjątkowego pietra jadąc przez terytorium naszych południowych sąsiadów. Pamiętajcie o kilku ważnych sprawach:

- prędkość - nie przekraczajcie jej, po prostu uważajcie na znaki, ograniczenia

- wyposażenie samochodu: gaśnica, apteczka, ale także linka holownicza, kamizelki odblaskowe dla każdego z pasażerów i to nie w bagażniku, ale w środku w samochodzie, każdy musi mieć do nich dostęp. Warto doczytać o tym co w danym kraju powinno znajdować się w samochodzie. Na Słowacji problemem może być wideo rejestrator czy różne opony założone od czapy w aucie. Tak więc jak już policjant zatrzyma Was do kontroli, jeśli będzie chciał, znajdzie coś aby się przyczepić, dlatego warto wszystko maksymalnie minimalizować. Nas nigdy na Słowacji nie zatrzymano.

W Bośni warto uważać na mobilne patrole, potrafią nawet stać z suszarką na totalnym odludziu w środku lasu,  w środku nocy, więc jeżeli jedziecie nocą, także nie możecie czuć się pewnie, po prostu przestrzegajcie przepisów a będzie dobrze.

Chorwacja to bardzo krótki odcinek w rejonie Osijek i potem lecimy na Sarajewo w Bośni. Po chorwackich równinach, polach uprawnych pełnych kukurydzy w Bośni zmienia się krajobraz na bardziej górzysty, kręte drogi prowadzą przez miasta i wioski, gdzie obok kościołów stoją meczety, z czasem meczety zaczynają w Bośni dominować. Do granicy z Czarnogórą z Sarajewa jedziemy drogą R433, potem zjeżdżamy w M18. Tutaj Was przestrzegam, będzie malowniczo, nie zapniecie jednak 3-go biegu w aucie, góra dwójka, jest przede wszystkim na około 30-40 km  dziurawo. Stan nawierzchni wynagrodzi Wam przyroda, droga biegnie wzdłuż rzeki Drina, kaniony, pola namiotowe, pola z domkami, miejsca gdzie organizowane są spływy, dzika przyroda, przepiękne krajobrazy, to czeka was na M18. Granice przekraczacie przejeżdżając przez drewniany most, gdzie deski leżą sobie w małym nieładzie. Bośniacy odprawią Was w zwykłej małej budzie, Czarnogórcy już w lepszych warunkach. Po przekroczeniu granicy zaczyna się przepiękny odcinek trasy w Czarnogórze. Mosty, potężne kaniony i góry, tunele, kręta droga - fantastyczny odcinek. Kierujemy się na Podgorice i następnie na Jezioro Szkoderskie i trasą E762 do Szkodry w Albanii.

b-cz.jpg

Gdzie tankować?

Z naszego doświadczenia na trasie naszą benzynkę tankowaliśmy na granicy z Słowacją po stronie polskiej, nie laliśmy u Madziarów, ponieważ w 2022 roku Węgrzy zmieniali cenę na dystrybutorze jak tylko zobaczyli obcą rejestrację (zresztą wychodzi na to, że wyszło im to bokiem). Kolejne tankowanie w Bośni, gdzie cena była akceptowalna, potem do pełna w Czarnogórze, cena za 95 lepsza niż w Polsce. Warto zanim wjedziecie do Albanii zatankować auto pod korek w Czarnogórze, ponieważ w Albanii jest naprawdę bardzo drogo. W Albanii tankowałem tylko raz kanister 10 litrów i tutaj mała ciekawostka do kanistra 10 litrów udało się wcisnąć 12 litrów benzyny. W ALBANII WSZYSTKO JEST MOŻLIWE.

Jak jeździć w Albanii?

W Albanii na pierwszy rzut oka panuje wielki chaos, wszyscy gdzieś się wciskają, pędzą. Bądźcie na drodze trochę jak Albańczycy, uważam, że nie warto być takim typowym Europejczykiem, ponieważ to się może źle skończyć dla innych, po prostu jedź z prądem. To straszne co powiem, ale jeśli Albańczycy nie ustępują miejsca pieszym, to ty też nie ustępuj. Ja zachowałem się raz w Tiranie tak jak uważałem trzeba wobec pieszego i było bardzo niebezpiecznie, ponieważ Albańczyk jadący drugim pasem nawet na moje zatrzymanie przed pasami nie zareagował, pieszy był bardzo czujny. Na rondach obowiązuje prawo większego, ja kiedy wjechałem na rondo w Tiranie myślałem, że z niego nie zjadę. Policjanci z drogówki są obecni, ale tak jakby ich nie było. Policja generalnie na drogach jest obecna i chętnie zatrzymują samochody, dlatego też warto w Albanii uważać. Tak jak Wam wspomniałem na drodze jest wrażenie chaosu, ale w tym chaosie jest pewna metoda - nie widać stłuczek, wypadków, jakoś to więc działa. Uważajcie na drogach na spowalniacze, jeśli ich nie zobaczycie możecie stracić zawieszenie. Są bardzo wyraziste i nie zawsze widoczne, przy większej prędkości jak nie zobaczycie spowalniacza w porę, może być naprawdę niebezpiecznie. Nie będzie także w Albanii problemu z umyciem auta, myjka jest co drugi dom, podobnie ilość stacji benzynowych jest powalająca.

Gdzie jechać?

Nasz pierwszy wyjazd do Albanii to pobyt w Okręgu Kruje. Zatrzymaliśmy się w Kruje w hostelu Merlika, znajdziecie go na Bookingu. 

Rruga Kala, Kruja, 1501, Albania - Telefon: +355 69 213 1162

W 2019 roku z 3 osoby, 6 nocy zapłaciliśmy 180 Euro, śniadania w cenie, bardzo smacznie, syto. W Merlice możecie zjeść także obiad,, kolację, napić się piwa. Hostel położony jest na tle ruin, jest mega klimatycznie, same pokoje to taki późny gierek, ale jest czysto, przyjemnie. W 2022 odwiedziliśmy ponownie Merlike i właściciela Adriana, wpadliśmy porozmawiać, coś zjeść, ale uwierzcie mi cena za pobyt nie uległa diametralnej zmianie. O czym musicie pamiętać dojeżdżając do hostelu? Prowadzi do niego droga przez stare miasto, dość zatłoczone. W określonych godzinach wjeżdżając już centralnie na stare miasto na drodze stoi słupek, który uniemożliwi Wam swobodny wjazd do starego miasta i do hostelu. W godzinach wieczornych słupek jest schowany. Jeśli traficie na słupek wystający z drogi, zatrzymajcie się przed nim i udajcie się do kafejki obok, będzie tam ktoś, kto Wam ten słupek schowa na czas waszego przejazdu, trzeba tylko powiedzieć, że macie zakwaterowanie w Merlice, To nie wszystko.... Do samej Merliki prowadzi stromy podjazd bardzo wąski, jak spotkają się dwa auta w połowie, trzeba się cofać. To nie jest problem, problemem jest nawierzchnia, Droga jest z kamienia, jest on już tak wypolerowany, że jak się zatrzymacie na wzniesieniu w czasie podjazdu, to nie ma bata, żebyście ponownie ruszyli, trzeba cofnąć się do wypłaszczenia, rozpędzić się i atakować, aż do skutku.

Kruje jest przepiękne, dojazd do miasta prowadzi serpentynami, miasto położone na wzgórzu, przepiękna starówka, meczety, miasto tętni życiem, ludzie serdeczni, przyjacielscy, na starym mieście, gdzie jest dużo sklepów, zagadują po polsku, abyś wszedł i coś kupił ( na dłuższą metę to bywa irytujące).  Warto w mieście zejść z utartych szlaków, po to aby móc zobaczyć prawdziwą Albanię, nie tą miłą dla oka turysty, ale ta prawdziwą, codzienną, trochę brudną, zapomnianą. Nie bójcie się tego, idźcie do zwykłych ludzi.

Kruje jest wielkości miasta pokroju Białogardu​, tętni jednak życiem, ulice są pełne aut, które sprawiają, że jazda przez miasto jest dość ekstremalnym przeżyciem, chodniki pełne mieszkańców. Wzdłuż ulicy kawiarnie, sklepy, sklepiki, piekarnie, restauracje, nie sposób się nudzić. W Polsce miast o podobnym potencjale w pewnych godzinach po prostu pustoszeją, w Albanii jest zupełnie inaczej.

Nawiązując do ruchu samochodowego w mieście, niech Was nie zdziwi, że nagle przed Wami zatrzyma się auto na środku drogi i kierowca jak gdyby nigdy nic idzie do piekarni po pieczywo, albo zaczyna rozmawiać z innym kierowcą jadącym z naprzeciwka.

Nikt nie protestuje, nikt nie trąbi, nikt nigdzie się nie śpieszy, każdy ma czas - tak powinno wyglądać bezstresowe życie :-)

Z Kruje możecie szybko i sprawnie dotrzeć nad Morze Adriatyckie. Można wybrać typowe nadmorskie Durres, możecie poszukać zupełnie innych klimatów, gdzieś z boku, bez ludzi. My takie miejsce znaleźliśmy, o tym jednak za chwilę. 

Plaże

Kilka słów o plażach w Albanii. Musicie zaakceptować fakt, że plaże w Albanii w bardzo dużym stopniu zanieczyszczone są plastikiem, nie ważne czy będzie to miejsce odosobnienia, czy miejsce bardziej komercyjne, plastik wala się dosłownie wszędzie w mniejszych lub większych ilościach. Generalnie śmieci i to w jaki sposób w Albanii do śmieci, środowiska podchodzą mieszkańcy, to temat na osobną historie - jest w tej kwestii po prostu źle i uważam, że musi upłynąć bardzo dużo czasu, żeby to podejście uległo zmianie. Nie jest to kwestia pokolenia, myślę, że potrzeba znacznie dużo więcej czasu. Jeśli znajdziecie skrawek plaży względnie czystej, to spacer w miejsce odosobnienia sprawi, że zobaczenie w jakim stanie i syfie są te miejsca gdzieś na uboczu. Na jednej z plaż, Pan, który się opiekował terenem, potrafił leniwie zebrać z grubsza większy plastik do taczki, odjechać z tym kilka metrów dalej, wysypać i podpalić nie patrząc, że w pobliżu są ludzie - ot takie podejście do ekologii.

My będąc w Kruje jeździliśmy do miejsc:

- Kepi i Radonit ( Cape of Rodon) - to cypel do którego prowadzi malownicza droga, choć w fatalnym stanie, trzeba mieć to na uwadze. Przed wjazdem na cypel jest szlaban, aby wjechać dalej trzeba zapłacić 300 leków auto, 200 leków osoba dorosła, za dzieci Pan nie pobrał żadnej opłaty. Kierujecie się dalej w stronę parkingu, potem już tylko kawałek, aby dotrzeć na plażę.  W pobliżu znajduje się malowniczy kościół Świętego Antoniego - można go zwiedzać codziennie za wyjątkiem środy w godzinach od 8 do 16. Bezpośrednio przy plaży znajdują się bunkry, którymi komunistyczne władze obsiały nie tylko ten zakątek, ale całą Albanię. Mamy także w pobliżu Zamek Rodonit (Kalaja e Rodonit) zwany też Zamkiem Skanderbega położony niemal na samym koniuszku półwyspu. Kiedy byliśmy tu pierwszym razem do ruin można było dojść idąc klifem. Obecnie ta droga jest niedostępna, ktoś zagrodził możliwość przejścia dalej i myślę, że aby móc do niego dotrzeć tą trasą trzeba po prostu spytać właściciela terenu i mu zapłacić za możliwość wejścia. Drugim sposobem jest droga wzdłuż plaży, przy odpływie da się dotrzeć, choć musicie być zdeterminowani. 

Plaża nie jest wielka, jest bardzo malownicza, w pobliżu jest bar, w którym można coś zjeść. Jeżeli już znajdziecie kawałek czystego miejsca, można śmiało poczuć się jak w "przysłowiowym raju", pod warunkiem, że nie będzie zbyt głośnej muzyki z baru. Woda czysta, ciepła, bezpiecznie, jest relatywnie płytko, mało ludzi. Powiem tak, przymykając oczy na pewne rzeczy, my tam chętnie wracaliśmy kilkukrotnie.

- Plazhi San Pietro - to taki nadmorski kurort, ale we wrześniu jest tam naprawdę spokojnie, plaże szeroki, okolica spokojna, mało ludzi, ciepła woda, płycizna, można nie wychodzić z morza. Polecam także to miejsce. Warto poszukać także w okolicy noclegu, za niewielkie pieniądze można wynająć naprawdę coś sensownego.

Cape of Rodon.jpg

Po drodze będziecie mijać małe miejscowości, warto zatrzymać się w lokalnych sklepikach i zrobić małe zakupy. Sam dojazd do Kepi Radonit jest dość wymagający. Droga jest wąska i czasem w fatalnym stanie, dlatego uważajcie, jest też bardzo kręta i czasem stroma. Jeżeli zapomnicie o zakupach tuż przed szlabanem od niedawna jest sklep w którym możecie kupić podstawowe artkuły spożywcze, chemię, także coś na plażę. Jeśli gdzieś na blogach znajdziecie informację, że fatalny dojazd, grozi urwaniem miski olejowej, nie wierzcie tym opisom do końca. Wystarczy jechać bardzo powoli, ostrożnie - to w zupełności wystarczy. Nigdy nie naśladujcie tego, jak jeżdżą sami Albańczycy. Kiedy mnie na dziurawych drogach mijały kolejne auta, zastanawiałem się w czym tkwi sekret: albo Albańczycy nie przejmują się niczym, albo mają dobrych mechaników lub dobre zawieszenia.

Berat - miasto tysiąca okien położone nad rzeką Osum, 130 km na południe od Kruje. Miasto położone jest na stoku wzgórza. Warto je odwiedzić chociażby dla spaceru po wąskich uliczkach starego miasta, , gdzie życie biegnie jak gdyby nigdy nic. Ludzie tu mieszkają, prowadzą swoje biznesy. Nie jest to swojego rodzaju skansen, gdzie wszystko ustawione jest pod typowego turystę. Warto wdrapać się na pobliskie wzgórze, gdzie na szczycie znajdują się ruiny zamku.

Tirana - miasto tętniące życiem, miasto kontrastów, inwestycji, przepięknie położone wśród wzgórz i jednocześnie nad 3 rzekami: Lane, Tirane, Terkuze. W pierwszym momencie intensywność, to jak to miasto tętni życiem może Was przerazić, szczególnie na drogach, jeśli będziecie za kółkiem swojego auta, jeśli się jednak przyzwyczaicie, będzie dobrze, trzeba płynąć z prądem jak Albańczycy, szczególnie na rondach. Nikt normalny nie będzie w stanie z ronda zjechać. W Tiranie stare miesza się z nowym, warto przestudiować przewodniki po mieście, aby spędzić tu po prostu dobrze dzień. My postanowiliśmy wjechać kolejką linową na górę Dajti - jest to jedna z atrakcji w okolicach Tirany. Do miejsca docelowego zabierze Was Dajti Expres - kolejka linowa, bilet za przejazd w dwie strony to wydatek około 800 leków. Kiedy dotrzecie na górę, czeka na Was restauracja, plac zabaw dla dzieci, mini golf, park rozrywki, czy możliwość przejażdżki na koniu. Dla tych, którzy chcą się zmęczyć jest szlak górski do szczytu Dajti 1613 m n.p.m. Szlak prowadzi przez lasy, wśród drzew i jest dość słabo oznaczony, łatwo pomylić kierunki szczególnie na rozwidleniach dróg. Wejście na górę zajmuje około 2 godzin z poziomu 1000 m n.p.m. Zjazd kolejką linową w naszym przypadku trochę przedłużył się, ponieważ zaczęło wiać, zbliżała się burza i wagoniki zbyt mocno bujały się na boki, musieliśmy czekać aż sytuacja uspokoi się. Nadmienię jeszcze, że dzień później w okolicach Tirany miało miejsce jedno z większych trzęsień ziemi w ostatnich latach, wstrząsy wtórne wyrządziły już dużo szkody w okolicach Tirany. Mieliśmy więc dużo szczęścia, że ziemia nie trzęsła się w czasie naszego zjazdu kolejką linową.